Newsletter Willi Lentza! Zachęcamy do zapisów! Szczegóły
Terminy zwiedzania uległy zmianie! Zapraszamy do zapoznania się z kwietniowym grafikiem. Zwiedzanie
Zapraszamy na kolejny pokaz spektaklu Zatrudnimy starego clowna! Zapowiedź wydarzenia
Ad Astra. Moments. S jak saksofon. Zapowiedź wydarzenia
Frida. Kolekcjonerka z Westendu. Zapowiedź wydarzenia
Lex Drewinski w Willi Lentza. Relacja
Prof. Katarzyna Dondalska przedstawia. Mozart da camera Zapowiedź koncertu
Jazz w Willi. Ikony Kultury. Grzegorz Ciechowski. Koncert Radosława Bolewskiego i Macieja Tubisa. Relacja
Ad Astra. Willa Italia. Zapowiedź koncertu
WYWIAD | AUTOR: TOMASZ GREGORCZYK

Magia duetów

Wywiad z Leszkiem Zaleskim i Dawidem Troczewskim
Duety gitary z fortepianem w historii muzyki jazzowej się zdarzały, ale nie jest to format nazbyt częsty. Pewnie dlatego, że jest wymagający – oba instrumenty pełnią w jazzie dość podobne funkcje i operują w podobnej przestrzeni. Dużo pracy musieliście włożyć w aranżacje, tak aby się nie dublować, a uzupełniać?

Leszek Zaleski: Na program koncertu w Willi Lentza w Szczecinie złożą się w większości utwory, które od wielu lat gramy razem z Dawidem w moim kwartecie. Rzeczywiście staraliśmy się przearanżować je pod kątem naszego instrumentarium. Tak, żeby z jednej strony muzyka nie brzmiała „pusto”, a z drugiej – żebyśmy nie wchodzili sobie w drogę. Jeżeli więc jeden instrument trzyma harmonię, drugi nie powinien robić tego samego. Jeżeli gramy w podobnym rejestrze, musimy robić to tak, żeby dźwięki nie tłumiły się wzajemnie. Jeżeli ja gram solówkę, Dawid odpowiedzialny jest za basy i harmonię – i na odwrót.

Niektóre kompozycje, które całkiem dobrze wychodzą w kwartecie, mimo to pozmienialiśmy, żeby ciekawiej zabrzmiały w duecie. Nie zawsze musimy tradycyjnie grać na przykład pełne chorusy improwizacji. Dawid miał pomysł, żeby czasami od tego odejść i pograć tak zwane „czwórki”.

Dawid Troczewski: Chcieliśmy trochę ze sobą podialogować i powymieniać się pomysłami, niekiedy może to być nawet rodzaj wspólnego sola. Czy nie wchodzimy sobie w paradę? Generalnie gram bardzo gęstą harmonię i najczęściej to ja się na niej skupiam w tym duecie. Leszek oczywiście również, ale zasadniczo fortepian oddaje melodię gitarze. Czasami używam drugiego instrumentu klawiszowego – syntezatora czy przenośnych organów Hammonda – żeby wykonywać na nim partię basów, których w duecie mogłoby słuchaczowi brakować.

To rzeczywiście trudna sztuka, żeby tylko w duecie zaciekawić słuchacza od początku do końca. Trzeba szukać różnych kolorów i rozwiązań.

Z drugiej strony w duetach świetnie widać, jak artyści budują muzykę, co też może być atrakcyjne. A jednocześnie jest to wyzwaniem dla wykonawcy, bo w duecie niczego się nie ukryje.

DT: Najważniejsze w duetach jest chyba wzajemne słuchanie się. I otwartość – żeby nie zamykać się tylko w swoich partiach, ale reagować na partnera. Grałem trochę w duetach, często występowałem na przykład z akordeonistą Jarosławem Buczkowskim, więc nie jest to dla mnie aż taka nowość. Oczywiście z sekcją rytmiczną gra się łatwiej, ale w duetach łatwiej odejść od schematu, zaskoczyć samego siebie w trakcie koncertu. Sekcja daje komfort, ale czasem trochę ogranicza.

W opisach waszego duetu pojawia się często inny fortepianowo-gitarowy duet Brada Mehldaua i Pata Metheny’ego. Faktycznie była to jakaś inspiracja?

DT: Leszek jest specjalistą od Pata Metheny’ego! Zna wszystkie płyty na pamięć, włącznie z datami wydania.

LZ: Jestem patologiem, to prawda. Cóż, wiadomo, że duet gitara-fortepian w jazzowym świecie kojarzy się z Mehldauem i Methenym. I nasz duet też może wywoływać takie skojarzenia. Ale szczerze mówiąc – nie, to nie jest dla nas duża inspiracja. Znamy się z Dawidem od wielu lat i graliśmy w duecie (choć nie zawsze publicznie) chyba nawet jeszcze przed nagraniem płyty Mehldau/Metheny. I program zarejestrowany później na płycie My Songs mojego kwartetu najpierw graliśmy właśnie w duecie.

DT: Jeszcze kiedy studiowaliśmy na Akademii Muzycznej we Wrocławiu i pokazywaliśmy sobie własne utwory, testowaliśmy je przy gitarze i fortepianie.

LZ: To Dawid dał mi kopniaka, żebym coś z tymi utworami zrobił, wypowiadał się o nich bardzo przychylnie.

Osobiście większą inspiracją była dla mnie płyta innego duetu: Charlie Haden/Pat Metheny Beyond the Missouri Sky. Czyli kontrabas i gitara.

DT: Tak, też uwielbiam tę płytę. Świetną duetową płytę nagrali też Jarek Śmietana i Wojciech Karolak – Phone Consultations, gitara i organy Hammonda (na albumie jest również perkusja i gościnnie saksofon w kilku utworach). Z dyskografii Pata Metheny’ego wskazałbym też na płytę As Falls Wichita, So Falls Wichita Falls, którą Pat firmuje wspólnie z Lylem Maysem. Dużą rolę odgrywają na niej syntezatory Maysa, mające również bardzo piękne barwy.

Mamy więc różne inspiracje, ale zachowujemy własne brzmienie.

Tym bardziej, że w wywiadach Leszek Zaleski zapowiadał, że będzie starał się odchodzić od konotacji z Patem.

LZ: Tak. Po pierwszej płycie byłem jako gitarzysta dość mocno kojarzony z Patem. Oczywiście uwielbiam go, wiadomo, ale kolejna płyta będzie nieco inna. Odchodzę już od tego ciemnego brzmienia, którym od lat 80. posługiwał się Pat. Na najnowszych płytach i koncertach on sam też z tego rezygnuje, ta gitara ma nieco ostrzejszą barwę. Ja również odchodzę od ciepłego i okrągłego dźwięku na rzecz nieco wyraźniejszej góry.

Wiem, że na repertuar duetu składają się też kompozycje Dawida Troczewskiego.

DT: To jedne z moich najstarszych kompozycji, bardzo kontrastujące ze sobą. Jedna jest spokojną balladą, jednym z pierwszych utworów, jakie w ogóle napisałem. Druga to lekko latynoska, energiczna kompozycja, nazwałem ją Piosenką suspendową, bo opiera się głównie na akordach suspendowych. Zagranie tego utworu w duecie jest wyzwaniem, bo gitara basowa i perkusja są w nim bardzo ważne i trzymają rytm w ryzach.

Te utwory znalazły się również na płycie, która premierę miała kilka dni temu, 24 maja – The Other Sound, nagranej w kwartecie z Marcinem Jahrem, Jarkiem Buczkowskim i Zbigniewem Wromblem.

LZ: A ja dodam, że te kompozycje są przepiękne.

Potraficie wskazać w granych przez duet kompozycjach swoje ulubione momenty? Może sam zacznę: w temacie Night z płyty My Songs jest kilka rytmicznie nieoczywistych, efektownych fraz, na które zawsze czekam.

LZ: Tak, w tym utworze zmienia się metrum z 4/4 na 3/4, melodia trochę uspokaja się w części B, później następuje powrót do części A (w zasadzie do C). Prawdopodobnie zresztą od Night zaczniemy szczeciński koncert.

Wydaje mi się jednak, że nie czekam na konkretny moment, raczej odbieram utwory całościowo, szczególnie swoje własne. Na pewno kładę spory nacisk na harmonię i kiedy piszę swoje utwory, to harmonia i rytm przychodzą mi łatwo, znacznie trudniej – napisanie ładnej melodii. Kiedy słucham cudzych kompozycji i widzę w nich piękną harmonię, to na 80% kupuję ten utwór. A jeśli ktoś doda do tego jeszcze ładną melodię albo dobre solo – tak jak Metheny, którego solówki są tak piękne, że czasami wydaje mi się, że on je sobie wcześniej zapisuje – to już dzieło sztuki.

DT: Muszę powiedzieć, że jestem zdziwiony, słysząc, że Leszek ma problem z ładnymi melodiami. Mam wrażenie, że on ma wielką łatwość pisania. Lubię progresywność jego utworów: są zróżnicowane, pojawiają się w nich różne części, często nagle zmienia się ich rytmika albo charakter kompozycji. A przy całej niebanalnej, czasem skomplikowanej harmonii jego melodie należą do tych łatwo wpadających w ucho.

LZ: Cóż, pamiętam, kiedy pisałem utwór Wishing. Usiadłem do instrumentu i pyk – harmonię miałem od razu. A z melodią męczyłem się chyba miesiąc. Brałem gitarę do ręki, grałem, nagrywałem loopy z harmonią… Dużo, dużo trudniej przychodzi mi pisanie melodii – choć może wcale tego nie słychać.

DT: Na nowej płycie Leszka, którą nagrywa w lipcu, kompozycje będą jeszcze bardziej progresywne. Złożone rytmicznie i harmonicznie, rozbudowane formalnie, na pewno mniej będzie ballad. Na poprzednim albumie było chyba tylko jedno solo basu, na nowym udział sekcji rytmicznej będzie dużo większy. Sam oprócz fortepianu użyję szerszej palety barw: piano Fendera, może jakichś padów, syntezatorów, może też organów Hammonda.

LZ: A w dwóch utworach pojawi się też kwartet smyczkowy. Na pewno nada to muzyce innego kolorytu.

W takim razie na koniec jeszcze pytanie o publiczność. To naturalne, że lubimy, kiedy odbiorcy nas doceniają, wiemy wtedy, że nasza praca ma sens. Usłyszeliście kiedyś od słuchaczy słowa, które dodały wam skrzydeł?

DT: Zdarzało mi się, że dostawaliśmy po koncercie butelkę wina od anonimowych fanów. Kilka razy ktoś powiedział, że miał łzy w oczach. Raz usłyszałem, że posiadam dar wzruszania ludzi – to chyba najpiękniejsze, ważniejsze niż recenzje.