Newsletter Willi Lentza! Zachęcamy do zapisów! Szczegóły
Terminy zwiedzania uległy zmianie! Zapraszamy do zapoznania się z majowym grafikiem. Zwiedzanie
Zapraszamy na kolejny pokaz spektaklu Zatrudnimy starego clowna! Zapowiedź wydarzenia
Frida. Kolekcjonerka z Westendu. Zapowiedź wydarzenia
Lex Drewinski w Willi Lentza. Relacja
Jazz w Willi. Ikony Kultury. Grzegorz Ciechowski. Koncert Radosława Bolewskiego i Macieja Tubisa. Relacja
Ad Astra. Moments. S jak saksofon. Relacja
Felietony | Monika Gapińska

Koszmar czy ideał przewodnika turystycznego? Oby to drugie!

Pamiętasz, jak w Malborku zapytałaś przewodniczkę, gdzie Krzyżacy mieli ubikację? – usłyszałam niedawno od kolegi, z którym w dzieciństwie byłam kilka razy na letnich koloniach. Nasi ojcowie pracowali w tej samej firmie, zatem niemal co roku spotykaliśmy się na tych trzytygodniowych wyjazdach "z zakładu pracy". Tak, tak, przyznaję: na wycieczkach byłam tym dzieckiem, które szło najbliżej przewodnika (żeby nie uronić ani jednego słowa z jego opowieści o oglądanych miejscach) i które zadawało mu mnóstwo pytań. Może zbyt dużo...
Zresztą, to się nie zmieniło. Chyba nawet teraz jestem bardziej dociekliwa niż kiedyś, bo staram się przygotować do każdej wycieczki. Coś tam czytam wcześniej w internecie, grzebię w domowym księgozbiorze albo przeglądam zasoby biblioteczne. No i potem... – tak, tak! – duuużo i często dopytuję przewodnika o te fakty, których nie znalazłam w książkach czy na portalach. Być może przez takie zachowanie jestem koszmarem przewodników albo – w co staram się wierzyć – idealnym uczestnikiem wycieczki, bardzo, bardzo zainteresowanym odwiedzanymi miejscami. Tak czy inaczej (oby to było to drugie!), bardzo cenię sobie zawód przewodnika turystycznego i jestem pod wrażeniem wiedzy każdego z nich. Żaden bowiem z nauczycieli nie rozbudził we mnie tak ogromnego zainteresowania historią, jak właśnie przewodnicy, których spotykałam na swojej drodze. Szczególnie ci z moich czasów szkolnych. Wtedy co roku wyjeżdżałam na wspomniane wakacyjne kolonie i obozy, podczas których (na szczęście!) organizowano sporo wycieczek po okolicy. Stąd do dzisiaj mam w pamięci na przykład przewodnika w Kaplicy Czaszek w Kudowie – Zdroju, a było to z pewnością przynajmniej cztery dekady temu, opowiadającego o zebranych tam kościach i czaszkach mieszkańców, którzy zmarli na epidemię cholery w siedemnastym wieku.

Obecnie, kiedy wybieram się w miejsca mi nieznane, staram się korzystać z usług przewodników. Lubię też wyszukiwać nietypowe wycieczki. Nie takie, które oferują oprowadzenie po okolicznych zabytkach, ale np. tematyczne. W Warszawie byłam choćby na wycieczce po miejscach związanych z mrocznymi historiami kryminalnymi, w Krakowie – szlakiem twórców Młodej Polski, w Szczecinie – po miejscach z książek autorstwa szczecinianki, Sylwii Trojanowskiej. Bywało, że sama stawałam się przewodnikiem (choć określenie – "domowy kaowiec" jest tu zdecydowanie bardziej na miejscu) dla córki i męża. Ot, kiedy moje dziecko miało siedem albo osiem lat i było właśnie zafascynowane książką Nienackiego i serialem pt. "Samochodzik i templariusze", zorganizowałam wakacyjną, objazdową wycieczkę po miejscach związanych z powieścią oraz serialowym planem zdjęciowym (oczywiście mam tu na myśli znakomitą wersję z 1972 roku). Do dzisiaj moi bliscy wspominają tę wyprawę, z czego jestem bardzo dumna, jako jedno z naszych najciekawszych letnich wyjazdów.

W najbliższą sobotę (24 lutego) z okazji Międzynarodowego Dnia Przewodnika Turystycznego będzie można zwiedzać Willę Lentza jako jeden z przystanków wycieczki, którą organizuje Żegluga Szczecińska Turystyka Wydarzenia oraz Zachodniopomorskie Stowarzyszenie Pilotów i Przewodników. Warto się wybrać! Na pewno usłyszycie mnóstwo fascynujących opowieści.