Newsletter Willi Lentza! Zachęcamy do zapisów! Szczegóły
Terminy zwiedzania uległy zmianie! Zapraszamy do zapoznania się z majowym grafikiem. Zwiedzanie
Zapraszamy na kolejny pokaz spektaklu Zatrudnimy starego clowna! Zapowiedź wydarzenia
Frida. Kolekcjonerka z Westendu. Zapowiedź wydarzenia
Lex Drewinski w Willi Lentza. Relacja
Jazz w Willi. Ikony Kultury. Grzegorz Ciechowski. Koncert Radosława Bolewskiego i Macieja Tubisa. Relacja
Ad Astra. Moments. S jak saksofon. Relacja
Felietony | Janusz Wilczyński

Słodycz zaprawiona goryczą, czyli rzecz nie tylko o śliwkach.

Uwielbiam śliwki. A najbardziej węgierki. Takie w pełni dojrzałe, zrywane pod koniec września i w październiku. Zawierają słodycz z nutą cierpkiej goryczy. Śliwki porównuję do początku jesieni: dni są jeszcze ciepłe (tak jak śliwki słodkie), ale wieczory, noce, poranki (niczym śliwkowa gorycz i cierpkość) chłodne.
Przez pierwsze dni węgierkowego urodzaju pochłaniam te fioletowo-granatowe owoce na surowo, rozkoszując się smakiem, aromatem i konsystencją. I wcale mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, że wszystkie odmiany śliwek łączy wysoka zawartość składników odżywczych. Do mojego organizmu, krokiem defiladowym, maszerują więc śliwkowej prowieniencji witaminy C, A, E. Za nimi, wypięta niczym struna, kroczy B6 z witaminą K pod rękę. Defiladę zamykają pektyny wspomagające utrzymanie odpowiedniego poziomu cholesterolu.

Czasem w śliwkach chyłkiem próbuje do mojego wnętrza przeniknąć drogą gębową wróg- odrobina niechcianego białka zwierzęcego w postaci robaków. Ale ten śliwkowy tegoroczny wypas jakoś na szczęście nie obfituje w takie mięsne wkładki.

Kiedy już niepomiernie objem się się surowymi węgierkami, robię knedle. Śliwka zamknięta cieście i gotowana kilka minut puszcza po rozkrojeniu smakowity sok. Ale zanim do tego dojdzie, na ugotowane knedle zrzucam desant roztopionego masła z przyrumienioną tartą bułką, a jako odwód dodaję śmietanę z wanilią. Niebo zdarza się tu i teraz !

Gdy już zbiorę siły po tej uczcie, smażę powidła. Na wolnym ogniu i nie za długo, bo powidła jako jednolita brązowa papka nie są tym, co tygrysy lubią najbardziej. Wolę widziec i czuć skórki, patrzeć na bursztynowość, czuć strukturę miąższu. Najpierw tylko, jako i przy knedlach, wyjmuję pestki, które rzucam tu i tam po rowach i zaroślach, a nuż się przyjmą.

Węgierki to owoce pacyfistów. O ile wiśniową czy czereśniową pestką ściskaną dwoma palcami, możemy ostrzelać przeciwnika, to pestka śliwki w celach bojowych współpracy odmawia.

Ale wróćmy do kuchni. Czas nagrzać piekarnik. Ciasto ze śliwkami to kolejny kulinarny odlot! Zjadam każde! Nawet zakalcowate, byle ze śliwkami.

Śliwka to owoc zaniedbany przez poetów. Jeszcze formie białej, kwiatowej biją pokłony, tak jak chiński wierszotwórca z XI wieku Wang Anshi, który opiewał gałęzie śliwy kwitnące w załomie muru. W ogóle Chińczycy darzą te kwiaty uwielbieniem, widząc w nich symbol witalności, zwycięstwa życia w zmienności czasu.

Objedzeni śliwkami wpadnijmy w objęcia Morfeusza. Jeżeli śliwkę widzisz we śnie Czytelniku, to masz na myśli „kwiat kobiecości” symbolizujący w onirycznym stanie zadowolenie z pożycia z partnerem. Suszoną śliwkę śnisz (zdrową – a jakże!), to znaczy, że obawiasz się starzenia i utraty powabu. Ale bez obaw: jedz dużo śliwek, a długo pozostaniesz młodym.

Ojojoj! Zapomniałbym o kompocie ze śliwek. Gotowanym na gęsto, z niewielką ilością wody. Ach, ta aksamitna, niemal kisiel na myśl przywodząca, konsystencja! Do jesiennego obiadu pozycja to obowiązkowa !

A na zakończenie tego felietonu obwieszczam, że z radością i entuzjazmem, wpadnę jak śliwka w kompot na spektakl „Zatrudnimy starego clowna” w poniedziałek 23 października o godzinie 19.00 do Willi Lentza. Arkadiusz Buszko, Konrad Pawicki oraz Paweł Niczewski jako podstarzali clowni oferują nam zabawną historię nieco zaprawioną goryczą. Śliwki. Słodkie, jak zabawne historie, ale też zaprawione goryczą. Ciekawe, czy powyżej wymienieni lubią śliwki?